Jak rozpoczęła się Pani przygoda z nauką?
Na początku nie wiedziałam, że chcę być naukowcem. Myślałam, że zostanę lekarzem, ale po ukończeniu pierwszego roku studiów na kierunku Biologia zrozumiałam, że znalazłam swoją ścieżkę. Zafascynowało mnie odkrywanie mechanizmów biologii molekularnej i biomedycyny. Prowadzenie badań naukowych stało się moją prawdziwą pasją, co sprawiło, że skupiłam się na karierze w nauce. Była to naturalna kolej rzeczy i kontynuacja tradycyjnej ścieżki akademickiej, niekoniecznie świadoma decyzja. Kontynuacja studiów biologicznych zamiast rozpoczęcie medycznych była punktem zwrotnym, który ukształtował moją dalszą drogę akademicką i zawodową. Zaangażowałam się we wszystkie możliwe koła naukowe, a wakacje spędzałam na biologicznych szkołach letnich. Na studiach magisterskich zgłosiłam się do programu BioLab, który pozwolił mi na dwuletni pobyt na uniwersytecie w Stanach Zjednoczonych. Myślę, że dopiero tam zrozumiałam, na czym polega praca akademika i poczułam, że to jest moje przeznaczenie.
Jakie były największe wyzwania, z jakimi mierzyła się Pani w trakcie swojej kariery naukowej?
Jednym z największych wyzwań były długie noce i weekendy spędzane w laboratorium, które nie zawsze przekładały się na pozytywne wyniki w projekcie badawczym. Jako studentka pracująca na żywych organizmach, byłam zależna od harmonogramu eksperymentów, które często były nieprzewidywalne i czasochłonne. Brak asertywności sprawił, że zgadzałam się na każdy nowy projekt, nie licząc się z potrzebami swojego życia prywatnego.
W jednym z laboratoriów, zamiast mentorskiego wsparcia i konstruktywnej krytyki, często spotykałam się z destrukcyjną krytyką, która podważała moje umiejętności i motywację. Myślę, że moje doświadczenia były typowe dla większości doktorantów i powielałam utarty już schemat.
Pomimo tych trudności, doświadczenia te nauczyły mnie odporności psychicznej oraz zrozumienia znaczenia zdrowego i wspierającego środowiska pracy. Te umiejętności okazały się nieocenione w mojej późniejszej karierze w sektorze prywatnym, gdzie również stawiałam czoła wyzwaniom, ale już z większą pewnością siebie i doświadczeniem.
Dlaczego zdecydowała się Pani zrezygnować z pracy naukowej i przejść do sektora prywatnego?
Dopiero w okolicach połowy doktoratu zrozumiałam, z jak ogromnym ryzykiem wiąże się pozostanie w środowisku akademickim. Niskie szanse na otrzymanie grantów naukowych, ryzyko, że prowadzone badania nie przyniosą przewidzianych rezultatów oraz ogromna międzynarodowa konkurencja to tylko kilka czynników, które mnie zaniepokoiły.
Najważniejsze dla mnie było znalezienie miejsca, w którym będę mogła doświadczyć więcej regulacji i przewidywalności, ale nadal mieć kontakt z nauką i zagadnieniami medycznymi. Świadomość, że w akademii będę mieć małe szanse na karierę pomimo świetnych wyników i publikacji sprawiła, że zaczęłam szukać alternatyw.
Decyzja o przejściu do sektora prywatnego była dobrze przemyślana. Zdecydowałam się na karierę w badaniach klinicznych, ponieważ pozwalała mi ona wykorzystać moją wiedzę naukową w bardziej uporządkowanym i przewidywalnym środowisku. Praca w badaniach klinicznych daje możliwość pracy nad projektami, które mają bezpośredni wpływ na zdrowie i życie pacjentów, co było dla mnie niezwykle ważne.
Dzięki tej zmianie mogłam również rozwijać swoje umiejętności w nowych obszarach, takich jak zarządzanie projektami, współpraca z różnymi zespołami oraz zastosowanie mojej wiedzy w praktyce klinicznej. To wszystko sprawiło, że czułam się bardziej spełniona zawodowo, mając jednocześnie większą stabilność i przewidywalność w swojej karierze.
Czym różni się praca naukowca w Polsce od pracy naukowej za granicą?
Nikogo nie zaskoczę, mówiąc, że doznałam szoku, gdy z laboratorium polskiego przeniosłam się do centrum amerykańskiego, a potem szwajcarskiego. Dostęp do większych funduszy pozwalał na realizację bardziej zaawansowanych projektów badawczych i korzystanie z nowoczesnej aparatury. Ogromną różnicą było także środowisko międzynarodowe i kultura pracy. W Polsce znałam tylko jednego obcokrajowca na mojej uczelni, natomiast laboratoria w USA i Szwajcarii opierały się głównie na studentach zagranicznych. Ta różnorodność kulturowa wzbogacała doświadczenia badawcze i sprzyjała kreatywności oraz wymianie pomysłów.
Jakie czynniki mogłyby skłonić Panią do kontynuowania kariery naukowej?
W idealnym świecie laboratoria naukowe nie opierałyby się na wyzyskiwaniu młodych naukowców i gwarantowałyby stałe posady większej liczbie akademików. Przepływ informacji byłby klarowny, a konkurencja zostałaby zastąpiona współpracą. Warunki pracy, wynagrodzenie i benefity zostałyby polepszone. W takim świecie mogłabym rozważyć powrót do kariery akademickiej.
Jak ocenia Pani wsparcie finansowe ze strony państwa i uczelni, które udzielane jest młodym naukowcom?
Młody naukowiec to niestety przykład wolontariusza. Osoby z niezwykłym wykształceniem i poświęcające pracy znakomitą większość swojego czasu, nie otrzymują adekwatnego wynagrodzenia. Jest to sytuacja spotykana nie tylko w Polsce. Doktorant w Szwajcarii otrzymuje około 3500-4000 franków miesięcznie, które są najniższą wypłatą krajową, z jaką się tutaj spotkałam. Sytuacja polepsza się po ukończeniu studiów, ale nadal finansowanie nie jest porównywalne do zarobków rówieśników bez wykształcenia wyższego, którzy dużo wcześniej rozpoczęli pracę np. w firmach farmaceutycznych.
Jak wygląda przejście od kariery naukowej do sektora prywatnego? Czy łatwo było Pani znaleźć pracę w sektorze prywatnym?
Niestety, jak wielu innych doktorantów, przez lata żyłam w akademickiej bańce, a cała moja wiedza koncentrowała się tylko na życiu i karierze w sferze naukowej. Znalezienie pierwszej pracy po doktoracie zazwyczaj wiąże się z długim okresem bezrobocia. Gdy w końcu ktoś zdecyduje się zatrudnić doktora bez żadnego „doświadczenia zawodowego”, mamy do czynienia z gwarantowaną degradacją i rozpoczynanie pracy na stanowiskach często niewymagających wykształcenia wyższego. Młody naukowiec to osoba wysoce wyspecjalizowana, często z rodziną, która oczekuje pozycji menedżerskich i jest przyzwyczajona do dużego spektrum odpowiedzialności. Niestety, pracodawcy (zazwyczaj słusznie) nie mogą podjąć ryzyka i przypisać wyższych stanowisk takim kandydatom, ponieważ sektor prywatny funkcjonuje na innych zasadach i wymaga innego rodzaju zdolności.
W moim przypadku, udało mi się zapoznać się z CEO startupu, który szukał nowych pracowników. Udało mi się w ten sposób odkryć idealną pracę jako Clinical Scientist. Podobnie się stało w przypadku moich kolejnych trzech miejsc pracy, za każdym razem główną rolę odgrywały znajomości. Dodam, że networking wymuszony i sztuczny nigdy mi nie pomógł.
Jakich rad udzieliłaby Pani młodym naukowcom, którzy wahają się między kontynuowaniem kariery naukowej a przejściem do sektora prywatnego?
Statystyki wyraźnie pokazują, że tylko niewielka liczba młodych naukowych ma szansę na karierę i stabilną posadę akademicką. Dodatkowo, uważam, że praca w sektorze prywatnym jest o wiele bardziej atrakcyjna, dlatego od lat nakłaniam innych naukowców do pozostawienia pracy akademickiej. Dla osób niezdecydowanych lub stawiających pierwsze kroki w rekrutacji do firm farmaceutycznych/biotechnologicznych proponuje program mentoringowy i szkolenia on-line (zgłoszenia bezpośrednio przez LinkedIn).
W jaki sposób wykorzystuje Pani doświadczenie, które zdobyła Pani w trakcie kariery naukowej w sektorze prywatnym?
Myślę, że to właśnie aspekt wykorzystania swojego doświadczenia akademickiego w sektorze prywatnym jest największym wyzwaniem dla młodych naukowców. Długo zajęło mi odkrycie stanowisk oraz typu firm, które są w moim zasięgu i jednocześnie wykorzystują poprzednio zdobytą wiedzę i umiejętności. Niektórzy uważają, że zarządzanie projektami badawczymi kwalifikuje do prac menedżerskich w przemyśle, niestety jest to bardzo błędne podejście.