Dumni z bycia Polakami - przeczytaj nowe wydanie Kwartalnika Coopernicus!
Artykuł - zdjęcie główne
Dr Marcin Ślęczkowski: Brak pewności siebie to problem wśród polskiego społeczeństwa

Artykuł jest częścią cyklu rozmów Coopercnius z polskimi naukowcami z zagranicznym dorobkiem naukowym.

Dr Maciej Ślęczkowski specjalizuje się w chemii supramolekularnej. Postdoktorskie doświadczenie zdobywał w dziedzinie chemii polimerów. Obecnie interesuje się badaniem oddziaływań regulujących stabilność koloidalną i tym, jak możemy formułować atramenty niosące złożone funkcje chemiczne. Od roku zasila zespół Canon Production Printing na stanowisku Innovation Scout. Absolwent Politechniki Śląskiej oraz Eindhoven University of Technology.

Jak rozpoczęła się Pana przygoda z nauką?

Pierwszą styczność z pracą naukową miałem podczas letnich praktyk, po drugim roku studiów inżynierskich. Praktykę tę odbyłem w laboratorium na Uniwersytecie w Southampton, w południowej Anglii. Sam pomysł wyjazdu na praktykę narodził się jeszcze podczas drugiego roku studiów, a konkretnie zajęć laboratoryjnych z chemii organicznej, które bardzo przypadły mi do gustu. Z uwagi, gdyż miałem na południu Anglii rodzinę i regularnie bywałem tam co roku, dorobić na swoje wydatki, zdecydowałem, że lepiej spędzić czas na czymś przyjemniejszym niż praca fizyczna, nawet jeśli miałoby to być za darmo (bo tak faktycznie było). Po powrocie do Polski, od razu nawiązałem współpracę ze swoim późniejszym promotorem pracy inżynierskiej aby kontynuować badania naukowe w jego grupie i właściwie od tamtego momentu, spędzałem w laboratorium chemicznym Politechniki Śląskiej większość wolnych godzin między zajęciami i często również po godzinach. Można więc powiedzieć, że od trzeciego roku studiów jestem mocno związany z pracą naukową i tak pozostało do dziś.

Jakie czynniki skłoniły Pana do podjęcia decyzji o wyjeździe za granicę? Jakie były największe wyzwania związane z tą decyzją?

Bezpośrednio po studiach nie miałem planu wyjeżdżać z Polski. Studia magisterskie ukończyłem w 2014 roku, mając przy okazji za sobą 3 zagraniczne wyjazdy na letnie praktyki. Dla porównania, miałem również doświadczenie w pracy naukowej w Polsce, jako wolontariusz od 3 roku a następnie w CMPiW PAN jako magistrant. Latem, 2014 roku rozważałem możliwość studiów doktoranckich na Politechnice Łódzkiej, lecz ostatecznie temat badawczy okazał się zbyt daleki od moich ówczesnych zainteresowań. Po krótkim i nieudanym okresie w Łodzi, zatrudniłem się jako chemik w Krakowie. Tam, po jakimś czasie zaczęło mi być “duszno”. Na ówczesnym stanowisku nie widziałem przed sobą naukowych wyzwań. Wtedy, jako chemik, chciałem samemu tworzyć cząsteczki, które mają pożądane przeze mnie zastosowania, tak aby móc marzyć o tworzeniu technologii opartych o nowe związki. Jedyną drogą do spełnienia tych marzeń był więc doktorat z chemii. W Polsce w tamtejszym okresie, jedynie kilka grup mogło zaoferować warunki konkurujące z ośrodkami w Europe Zachodniej. Jednocześnie mój brat wtedy był doktorantem w Paryżu i zachęcał mnie do aplikowania do Holandii, którą również dobrze znał. W ten sposób zwróciłem uwagę na bardzo mocny sektor badań chemicznych właśnie w Kraju Tulipanów. Od początku aplikowałem tylko do najlepszych grup. Przyniosło to efekt w postaci przyjęcia mnie do grupy prof. E. W. Meijera. Gdy oferta od takiego naukowca pojawiła się na stole, decyzja ws. wyjazdu była prosta: taką szansę dostaje się raz w życiu. Największym wyzwaniem było oczywiście rozstanie z moją dziewczyną, która dołączyła do mnie w Holandii dopiero po pewnym czasie, co wtedy również nie było pewne. W związku z tym pytaniem, największym wyzwaniem, jak w przypadku wielu ludzi zapewne, były kwestie prywatne związane z pozostawieniem swojego dotychczasowego życia w Polsce.

Jakie korzyści przynosi Panu praca w międzynarodowym środowisku naukowym w porównaniu z pracą w Polsce?

Ludzie wywodzący się z różnych kultur mają bardzo różne sposoby rozwiązywania problemów. Dla mnie największą wartością jest możliwość współpracy z najlepszymi ludźmi w swoich dziedzinach. Są oni zawsze otwarci na zdanie innych, lubią dyskutować, podchodzą do tematu zawsze z pasją. To właśnie interakcja z takimi ludźmi daje bodźce do dalszego rozwoju, do zgłębiania wiedzy, do myślenia o otaczającym nas świecie i jego tajemnicach. W Polsce ten trend również się odwraca i dyskusja naukowa zaczyna nabierać odpowiednią formę. Młodzi ludzie muszą widzieć, że są cenieni za swoje wysiłki. Dla młodego naukowca, który jest jeszcze studentem, najlepszą motywacją jest możliwość partnerskiej interakcji z ekspertem tj. dwustronnej dyskusji. Wtedy wzrasta poczucie sensu tego, co robimy.

Czy utrzymuje Pan kontakt z polskimi środowiskami naukowymi?

Oczywiście, nigdy się nie odciąłem od znajomych, którzy zostali na uczelni w Polsce. Staram się również, aby ten kontakt był merytoryczny, tj. żebyśmy realizowali również razem cele naukowe.

Nad czym Pan obecnie pracuje i jaki jest główny przedmiot Pana badań naukowych?

W chwili obecnej pracuję nad rozwojem technologii druku cyfrowego. Moim głównym zainteresowaniem jest rozwój i komercjalizacja technologii druku poza obecnym zastosowaniem (głównie grafika). Pracując w Canon Production Printing jako Innovation Scout, staram się zaszczepić w kolegach pewną zmianę paradygmatu, czym tak naprawdę jest druk. Otóż druk to wysoce precyzyjne nanoszenie związków chemicznych na powierzchnię. I to jest moim punktem wyjściowym w poszukiwaniu nowych zastosowań.

Jakie są najnowsze osiągnięcia w Pana dziedzinie badań, które szczególnie budzą Pana zainteresowanie?

Jest to niewątpliwie precyzyjne nanoszenie chiralnych wysoce zorganizowanych materiałów na powierzchnie. Pozwala to na tworzenie np diod emitujących światło spolaryzowane Kołowo.

Jakie jest Pana najważniejsze dokonanie naukowe lub odkrycie? Dlaczego jest ważne?

Odkrycie, iż enancjomery nie zachowują się identycznie w chiralnych rozpuszczalnikach. Przez wieki było to zagadnienie bez odpowiedzi, które trapiło chemików. Nam udało się wykazać, iż różnica między enancjomerami jest mierzalna, gdy są rozpuszczone w chiralnym rozpuszczalniku. Istota problemu polega na tym, że różnica jest widoczna tylko, gdy zadziałają addytywne efekty w agregacji, tzw. efekty kooperatywne. Jest to odkrycie o niebagatelnym znaczeniu, jeśli mówimy o fundamentalnym pytaniu: dlaczego na Ziemii wszystkie chiralne struktury w organizmach żyjących: cukry, aminokwasy, kwasy nukleinowe występują tylko w formie jednego, lewoskrętnego enancjomeru? Właśnie te kooperatywne efekty musiały doprowadzić do takiej sytuacji, gdyż kooperatywność ma tę szczególną właściwość, iż uwydatnia minimalne różnice poprzez mnożenie jednostkowych efektów energetycznych przez ilość jednostek powtarzających. Tak było w naszym przypadku: różnica między enancjomerem S i R w chiralnym rozpuszczalniku jest minimalna i teoretycznie nie do zmierzenia. Lecz z powodu, iż te enancjomery tworzą specyficzne struktury zwane polimerami supramolekularnymi o helikalnej strukturze, ta minimalna różnica jest pomnożona przez ilość jednostek powtarzających się w każdej helisie (do miliona). W efekcie nawet ta bardzo mała wartość pomnożona przez million dała ostatecznie namacalną i eksperymentalnie wykrywalną różnicę.

Na rozwiązanie jakich problemów naukowych w Pana dyscyplinie najbardziej Pan oczekuje i dlaczego?

Bardzo życzyłbym sobie stworzenia wysokowydajnych superkondensatorów (baterii), zbudowanych z materiałów polimerowych. Magazynowanie energii o niskiej entropii jest obecnie największym wyzwaniem sektora energetycznego. Obecne technologie, które skupiają się na użyciu metali ziem rzadkich są na wskroś szkodliwe dla nas. Po pierwsze, ich wydobycie jest z ogromną szkodą dla środowiska naturalnego. Po drugie są wydobywane głównie w krajach trzeciego świata, gdzie nie ma mowy o pracy w ludzkich warunkach. Po trzecie, jest to sektor zdominowany przez Chiny, co zwiększa naszą zależność od osobnego podmiotu geopolitycznego w kluczowym sektorze gospodarki. Własna technologia oparta o materiały polimerowe pozwoliłaby rozwiązać wszystkie trzy podstawowe problemy.

Jakie są największe wyzwania z jakimi mierzy się Pan w swojej pracy naukowej?

Największym wyzwaniem pozostaje praca z ludźmi. Tzw. recency bias jest zjawiskiem wbrew pozorom rozpowszechnionym, niestety, również w środowisku naukowym. Staram się w swojej pracy nie unikać tematów trudnych, lecz stawiać niewygodne pytania. Praca naukowa to głównie zadawanie pytań i o tym powinniśmy pamiętać.

Jakie są najważniejsze pytania badawcze, którymi planuje Pan się zająć w najbliższej

przyszłości? Jakie kierunki rozwoju widzi Pan w swojej dziedzinie?

W obecnej chwili, jeśli chodzi o pytania badawcze, to są one bezpośrednio związane z moją obecną pracą, którą przybliżyłem nieco w punkcie 5. Natomiast szerzej patrząc, za duży cel obrałem sobie próbę oddolnego rozpoczęcia pewnej ograniczonej reformy w sektorze naukowym, a mianowicie zainicjowanie szerszej współpracy pomiędzy przemysłem a jednostkami badawczymi.

Czy istnieją konsekwencje praktyczne lub potencjalne zastosowania wyników Pana badań naukowych? Jak Pan widzi ich wpływ na społeczeństwo lub gospodarkę?

Gdyby tak nie było, to nie stawiałbym tezy o komercjalizacji, oczywiście. Patrząc na druk jako na metodę precyzyjnego nanoszenia związków chemicznych na powierzchnię, można wręcz bez ograniczeń wyobrazić sobie, jak ta technologia może zmienić nasze życie.

Jakich rad udzieliłby Pan młodym naukowcom u progu swoich karier naukowych?

Aby byli odważni, nie bali się marzyć i mierzyli wysoko. Świat stoi przed nimi otworem, ale tylko pewność siebie w połączeniu z odpowiednim zapleczem zapewni im dobry start. Brak pewności siebie to ogromny problem, szczególnie wśród polskiego społeczeństwa. Zawsze uderza mnie, gdy na siłę próbuję się nas porównywać do krajów Europy Zachodniej. W wielu dziedzinach nie mamy się czego wstydzić, w niektórych wręcz technologicznie przodujemy. Czas pozbyć się więc kompleksów i podbijać świat.

Fot. Unsplash

Marcin Ślęczkowski
Marta Sikora
Dodaj komentarz