Sprawdź, co wydarzyło się w świecie nauki i polityki międzynarodowej w I kwartale 2024!
Artykuł - zdjęcie główne
prof. Swiatkiewicz: Nie poddawajcie się pomimo przeciwności losu

Profesor Olgierd Swiatkiewicz – Wykładowca w Escola Superior de Tecnologia de Setúbal – Instituto Politécnico de Setúbal w Portugalii oraz międzynarodowy ekspert Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Posiada stopień doktora w dziedzinie zarządania ze specjalizacją w strategii uzyskany na Uniwersytecie Lusíada w Lizbonie. Jego zainteresowania badawcze skupiają się w obszarze zarządzania, etyki biznesu. Wcześniej pełnił funkcję Sekretarza Generalnego w Portugalsko-Polskiej Izbie Handlowo-Przemysłowej, starszego asystenta w CPKPAP w Warszawie i asystenta naukowo-badawczego w IWP w Warszawie. Jest członkiem wielu organizacji naukowych, takich jak EBEN w Portugalii i Towarzystwo Naukowe Prakseologii w Polsce.

Artykuł jest częścią cyklu rozmów Coopercnius z polskimi naukowcami z zagranicznym dorobkiem naukowym.

Jak rozpoczęła się Pana przygoda z nauką?

Zupełnie przypadkiem. Promotor mojej pracy magisterskiej, nieżyjący już profesor Wojciech Gasparski z Zakładu Prakseologii i Naukoznawstwa IFiS PAN, zaproponował mi odbycie stażu w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie i zajęcie się organizacją i dokumentacją seminariów nt. Teorii i Metodologii Projektowania. Był to początek roku 1984, pogłębiającego się kryzysu gospodarki socjalistycznej, pustych półek sklepowych, kolejek, niskich zarobków asystenta naukowo-badawczego, braku dostępu do literatury zagranicznej z ostatnich lat – a wtedy właśnie zacząłem uczęszczać na seminarium doktoranckie. W Pracowni Teorii i Metodologii Projektowania IWP zajmowałem się tematem badawczym związanym z rekonstrukcją metod projektowania w dziedzinie wzornictwie przemysłowego w ramach programu badawczego na lata 1986-90, który w połowie został przerwany ze względu na brak funduszy. Było to nudne zadanie i frustrujący moment, dla człowieka na początku drogi zawodowej. Później wszystko potoczyło się samo. Ale nie był to proces ciągły i liniowy. Miałem momenty zwątpienia i chęć zajęcia się czymś bardziej dochodowym. Zmieniałem pracę, starałem się dorabiać do pensji w inny sposób. Po przeprowadzce do Portugalii przez kilka lat pracowałem w usługach i handlu zanim wróciłem do pracy akademickiej. Nigdy nie zamierzałem być nauczycielem, czyli belfrem. A praca na uczelni to nie tylko badania naukowe, konferencje, publikacje, wymiany zagraniczne, ale też żmudne i nudne zebrania różnych organów uczelnianych (rad naukowych, wydziałów, uczelni, komisji i komitetów itp.), restrukturyzacje, konkursy, przygotowywanie zajęć, testów, skryptów, prowadzenie zajęć z bardzo różnymi ludźmi – ja najczęściej pracowałem ze studentami pracującymi, zajmującymi niekiedy wysokie stanowiska, zarówno w Polsce, jak też w Portugalii, a to jest trudny element,  wszystko wiedzą lepiej i co gorsze, zasmakowali władzy. 

Jakie czynniki skłoniły Pana do podjęcia decyzji o wyjeździe za granicę? Jakie były największe wyzwania związane z tą decyzją

Za granicę wyjeżdżałem już wcześniej do Szwecji i pracowałem w wakacje w 1979, 1981 i 1984 r., żeby dorobić do niewystarczających dochodów, kupić aparat fotograficzny, ubranie, płyty, sprzęt grający i zachłysnąć się Zachodem przed powrotem do polskiej szarej socjalistycznej rzeczywistości. Pierwszy raz wyjechałem w wieku 19 lat pracować jako pracownik leśny, ciąłem i sadziłem las. Kolejne dwa wyjazdy w trakcie studiów to praca przy zbijaniu palet i praca w handlu hurtowym. 

Wyjazd do Portugalii w 1990 r., to była już poważna decyzja i splot kilku okoliczności. Moja żona, była lektor języka i literatury portugalskiej na Wydziale Neofilologii UW kończyła właśnie drugie studia magisterskie na Wydziale Polonistyki UW i była w ciąży z naszą pierwszą córką. Ja nie miałem już bliskiej rodziny w kraju, mój ojciec zmarł dwa lata wcześniej, a w Portugalii mieliśmy portugalską rodzinę mojej żony.

Język już trochę znałem, ale nie na tyle żeby móc prowadzić zajęcia na uczelni. Z pracą po przeprowadzce było ciężko. Musiałem zaczynać od zera. Zebrałem dwa segregatory podań o pracę. Z nostryfikacją też nie było lepiej. W Portugalii były wówczas dwie formy nostryfikacji, ekwiwalencja i uznanie stopnia/tytułu, przyznawane przez poszczególne uczelnie. Ja starałem się o uznanie moich studiów magisterskich z Zarządzania na UW na poziomie licencjata, co dopiero mi się udało za trzecim razem na prowincjonalnym uniwersytecie w 1994 r. Trudności w uzyskaniu nostryfikacji opisałem na prośbę Ambasady RP w związku z negocjacjami Polski o stowarzyszenie z Unią Europejską. W międzyczasie w 1991 ukończyłem na Uniwersytecie Lizbońskim Wyższy Kurs Studiów Portugalistycznych, w 1996 w Instituto Superior de Psicologia Aplicada w Lizbonie uzyskałem stopień mestre z Zachowań Organizacyjnych, a później doktorat z Zarządzania na Universidade Lusíada w Lizbonie. W Portugalii były wówczas cztery stopnie naukowe: bakałarza (3 letnie studia), licencjata (4-6 lat studiów jednolitych lub 2-3 letnie studia uzupełniające po uzyskaniu stopnia bakałarza), mestre (2-3 lata, po uzyskaniu stopnia licencjata) i doktora. Wielu moich kolegów z Polski nie wie, że w większości krajów świata, najwyższym stopniem jest doktor i nie ma tam habilitacji. Profesor w Portugalii to stanowisko, a nie tytuł czy stopień. Kolosalną zmianę i ogromne ułatwienie na terenie Europy przyniosło wdrożenie wytycznych procesu bolońskiego w 2007/8 r., zrobione w Portugalii jak zwykle trochę na kolanie, czy jak mówią Portugalczycy – „na wczoraj”.

Jakie korzyści przynosi Panu praca w międzynarodowym środowisku naukowym w porównaniu z pracą w Polsce?

W Portugalii, w Instituto Politécnico de Setúbal, w którym pracowałem przez ponad 27 lat miałem kilkunastu kolegów i koleżanek obcokrajowców (kilka Rosjanek i Ukrainek, kilku Anglików, Ekwadorkę, Irlandczyka, Polkę, Francuza, Chilijkę, Brazylijczyka i Hiszpana) na niecałe 900 pracowników dydaktyczno-naukowych, ale nie było i nie jest to środowisko międzynarodowe, wręcz przeciwnie. Portugalia to nie Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania. Jest to mały kraj i kulturowo zamknięte społeczeństwo. Rodzina i koneksje, które rozwija się od szkoły poprzez studia są bardzo silne i niewidoczne dla postronnych. Portugalczycy wcale nie są bezpośredni jak Polacy, w dobrym i złym tego słowa znaczeniu. Uczelnie są praktycznie zamknięte dla osób z zewnątrz.

Międzynarodowe środowisko trzeba sobie samemu stworzyć i rozwijać i tak też zrobiłem, zaczynając od konferencji i sympozjów. Później doszła jeszcze możliwość wymiany w ramach Erasmusa, dzięki Unii Europejskiej. Bez międzynarodowych kontaktów nie wydaje mi się możliwy rozwój naukowy. Poza osobistą satysfakcją poznawania ciekawych ludzi z innych kultur, nawiązuje się sieć znajomości, z których powstają nowe projekty, pomysły nowych źródeł finansowania, nowe możliwości rozwoju osobistego i naukowego, nowe pomysły badań i publikacji. Jest to odskocznia od dnia codziennego, stresu, uczelnianych rozgrywek politycznych, uczelnianej biurokracji, rutyny prowadzenia zajęć. Jest to forma odnowy motywacji i zadowolenia z pracy, kiedy wydaje się, że można było wybrać lepsze i łatwiejsze zajęcie w życiu.

Czy utrzymuje Pan kontakt z polskimi środowiskami naukowymi?

Tak, jak najbardziej. Przez długi czas miałem kontakty i jeździłem na seminaria Zespołu Etyki Życia Gospodarczego IFiS PAN w Warszawie, później przyszły konferencje organizowane przez profesora Andrzeja Bociana z Wydziału Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu w Białymstoku. W ramach wymiany Erasmusa prowadziłem zajęcia, recenzowałem i oceniałem prace oraz brałem udział w komisjach obrony prac licencjackich i magisterskich na WZiE oraz w Instytucie Zarządzania Uniwersytetu Białostockiego. Przez pewien czas byłem ekspertem zagranicznym Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Oceniałem też projekty badawcze dla Narodowego Centrum Nauki. Na początku pandemii covid-19 byłem profesorem zaproszonym na wykłady gościnne na WEFiZ Uniwersytetu Szczecińskiego, a później miałem przyjemność gościć na mojej uczelni profesor Ewę Mazur-Wierzbicką, z tego właśnie uniwersytetu. W tym roku, podobnie jak dwa lata temu, jestem członkiem Rady Programowej konferencji Wydziału Zarządzania Uniwersytetu w Białymstoku.

Nad czym Pan obecnie pracuje i jaki jest główny przedmiot Pana badań naukowych?

Teraz jestem na wcześniejszej emeryturze, ze względów zdrowotnych, więc moje możliwości są ograniczone, ale nie znaczy to, że zupełnie porzuciłem to co robiłem do tej pory. Moje zainteresowania skupiały się zawsze na pograniczu nauk społecznych, głównie psychologii społecznej i socjologii, zarządzania, filozofii moralności i prakseologii. Teraz zagłębiam się w problematykę celów i metod edukacji etycznej na kierunkach nie filozoficznych. A jest to temat bardzo na czasie.

Jakie są najnowsze osiągnięcia w Pana dziedzinie badań, które szczególnie budzą Pana zainteresowanie?

Ja działam głównie w obszarze nauk społecznych na skrzyżowaniu różnych dyscyplin, a w każdej z nich jest tego sporo, tak że nie sposób jest je wszystkie omówić, bez zagłębiania się w szczegóły. Lepiej nie zaczynać, bo byłby to temat rzeka. Problemem jest to, że prawie wszystko mnie interesuje. Może to zabrzmi dziwnie, ale jeszcze w liceum zastanawiałem się dlaczego nie ma studiów ogólnokształcących.

Jakie jest Pana najważniejsze dokonanie naukowe lub odkrycie? Dlaczego jest ważne? 

Nie przypominam sobie jakichś moich ważnych dokonań, tzn. chyba wszystkie były dla mnie ważne, każde w swoim momencie. Pierwsza moja propozycja artykułu została odrzucona przez recenzenta, jako nienadająca się do publikacji i słusznie, gdyż był to bełkot. Później też nie było lekko, tylko starałem się już pisać bardziej do rzeczy, podpierać tezy istotną literaturą, jasno formułować wykorzystaną metodologię, dbać o stronę formalną itd. W nauce w ogóle, w tym w naukach społecznych, stosowana jest metoda małych kroków. Często powtarza się te same badania na innej próbie, przy wykorzystaniu innych narzędzi lub w odmiennych warunkach, żeby potwierdzić lub odrzucić wpływ zmiennych. Publikacje oparte na badaniach prowadzonych w ramach jakieś teorii są lepiej przyjmowane niż w ramach teorii ugruntowanej (grounded theory), mimo iż założenia każdej teorii stanowią jednocześnie jego ograniczenia. Eklektyzm, a nawet reklamowana interdyscyplinarność wcale nie są tak dobrze widziane, przynajmniej w naukach społecznych. To co się zrobiło, to jest już przeszłość, ważne jest tylko to, czego jeszcze nie wiemy, to co przed nami. À propos pytania, przypomniało mi się jak na którymś z seminariów magisterskich czy doktoranckich w latach 80-tych komentowaliśmy z kolegami, że większość książek naszego profesora i jego kolegów jest dostępna w księgarni taniej książki na ulicy Świętokrzyskiej.

Na rozwiązanie jakich problemów naukowych w Pana dyscyplinie najbardziej Pan oczekuje i dlaczego?

Nauki społeczne, w tym ekonomiczne, to nie nauki przyrodnicze, ścisłe lub techniczne. W naukach społecznych i ekonomicznych problemy są wciąż te same, a niekiedy pogłębiają się i nawarstwiają.  Zasadniczym problemem jest tu człowiek i jego zachowanie. Rolą nauk społecznych są między innymi próby spojrzenia na te problemy z innego punktu, z innej perspektywy lub przy pomocy innych narzędzi. Przykro to powiedzieć, ale nie mam tutaj oczekiwań. 

Jakie są największe wyzwania z jakimi mierzy się Pan w swojej pracy naukowej?

Odpowiem na to pytanie nieco przekornie, patrząc z perspektywy lat, o tym co mnie zaskakuje. Kiedyś, jak zaczynałem w epoce przed-komputerowej musiałem wszystko pisać na maszynie, nawet pracę magisterską po poprawkach prof. Gasparskiego musiałem przepisywać dwa razy, tzn. raz przepisałem, a drugi raz już zapłaciłem za przepisanie. Czasopism naukowych było stosunkowo mało, na publikację artykułu czekało się miesiącami a nawet latami. W czasopismach naukowych widoczna była polemika, niekiedy bardzo zażarta, między autorem lub autorami, a czytelnikami, publikowane były erraty, sprostowania itd. Za publikację w polskich czasopismach oraz za recenzje publikacji naukowych autorzy dostawali niewysokie honorarium. Teraz codziennie moją skrzynkę e-mailową zaśmiecają propozycje drapieżnych czasopism i wydawnictw (predatory journals and editors). Międzynarodowe wydawnictwa naukowe nie prowadzą zaś działalności charytatywnej służącej rozwojowi nauki dla dobra ludzkości, ale lukratywny biznes. Liczne czasopisma pobierają opłaty za publikację artykułu, przygotowanego przez autorów zgodnie z formalnymi wymaganiami edytorskimi, w open access i po przebrnięciu procesu dwóch ślepych recenzji w kwocie od kilkuset do kilku tysięcy euro. Koszty edytorskie są nieporównywalnie niższe. Za darmową recenzję można czasem dostać rabat kilkudziesięciu euro, do wykorzystania w określonym czasie, jeśli się złoży artykuł w tym lub bratnim czasopiśmie, uiszczając oczywiście pozostałą, znaczącą część opłaty. Na uczelniach liczą się głównie publikacje w czasopismach indeksowanych w Web of Science i  Scopus, a przede wszystkim te z kwartyli Q1 i Q2. Wielu kolegów publikuje artykuły i rozdziały w pracach zbiorowych po 3-10 lub więcej autorów w artykule, niektórzy z nich potrafią opublikować 20 a nawet więcej prac rocznie. Czy to jest możliwe bez gift i guest authorship w naukach społecznych? Wątpię. Kiedyś jeden kolega zwrócił mi uwagę, że chyba nie umiem pracować w sieci. Ale praca w sieci może też mieć wymiar negatywny, w końcu  przestępczość zorganizowana i mafia, to też praca w sieci. Stres, układy, kombinacje i kumoterstwo to coraz częściej chleb powszechny. Pracownicy konkurują między sobą przy cyklicznych ocenach parametrycznych oraz zbierają punkty konieczne do skutecznego awansu w konkursach na wyższe stanowiska profesorskie. Przy zbieraniu punktów liczy się ilość, która niekiedy bierze górę nad jakością. Odwaga, niezależność, uczciwość to cechy charakteru, które mogą nie iść w parze z ambicjami. 

Jakie są najważniejsze pytania badawcze, którymi planuje Pan się zająć w najbliższej przyszłości? Jakie kierunki rozwoju widzi Pan w swojej dziedzinie?

Najpierw chcę skończyć to co zacząłem. Poza tym mam kilka tematów rozgrzebanych od lat, mniej lub bardziej zaawansowanych, dotyczących społecznej odpowiedzialności i zrównoważonego rozwoju. Tak więc mam co robić. Przyrost badań i publikacji na temat społecznej odpowiedzialności i zrównoważonego rozwoju jest ogromny i niewspółmierny do tego co się dzieje w otaczającej nas rzeczywistości.

Czy istnieją konsekwencje praktyczne lub potencjalne zastosowania wyników Pana badań naukowych? Jak Pan widzi ich wpływ na społeczeństwo lub gospodarkę? 

To nie ta dziedzina. Nauki techniczne i medycyna dostarczają rozwiązań do zastosowania w praktyce. Nauki społeczne i ekonomiczne podejmują się poznania, analizy i wyjaśniania zjawisk społecznych i gospodarczych, a wykorzystanie wyników tych badań należy potencjalnie do instytucji i organów realizujących politykę społeczno-gospodarczą. Literatura naukowa cyrkuluje jednak w bardzo ograniczonym kręgu specjalistów z danej dziedziny i nie dociera do decydentów. Niektóre badania stosowane zawierają executive summary, tzn. prosty, jasny i zrozumiały dla decydentów skrót. Niejednokrotnie między wynikami badań zawartymi w publikacjach naukowych a osobami podejmującymi decyzje polityczne w przedsiębiorstwach i administracji państwowej, pośredniczą skutecznie środki masowego przekazu, które popularyzują wiedzę. Ja tylko dwa razy spotkałem odniesienie do mojej pracy w środkach masowego przekazu. Na mojej zaś uczelni w 1996 r. przeprowadziłem pierwsze badanie ankietowe wśród absolwentów oraz opracowałem z kolegami pierwszy plan marketingowy, co  znacząco usprawniło kontakt z potencjalnymi kandydatami na studia na naszej uczelni. W Portugalii nabór na studia wyższe jest scentralizowany i skomputeryzowany, bez egzaminów wstępnych, a kandydaci mogą wybrać do 10 kierunków studiów na raz w trzech fazach kandydatury. To zaś powoduje, że uczelnie konkurują między sobą o kandydatów na studia.

Jakich rad udzieliłby Pan młodym naukowcom u progu swoich karier naukowych?

Każda dziedzina naukowa jest inna i nieporównywalna, ma swoje uwarunkowania wewnętrzne i zewnętrzne, lepsze i gorsze strony. Te dziedziny nauki, które poznawaliśmy na studiach należą już do historii, albowiem powstają nowe dyscypliny na styku czasami bardzo różnych dziedzin, które usamodzielniają się. Poza tym warunki uprawiania nauki w każdym kraju są odmienne. Nie ośmieliłbym się dawać rad, gdyż każda droga jest inna i niepowtarzalna, trzeba ją przejść samodzielnie. Sam cały czas łapię się na popełnianiu błędów. Jedno wydaje mi się zasadnicze, ale nie tylko w nauce, lecz w każdej dziedzinie życia, a mianowicie wytrwałość, nie poddawanie się, mimo przeciwności losu. Poza tym przydaje się pokora. Coś co ja cenię sobie bardzo, a co staje się coraz rzadsze, to odwaga osobista, nie uleganie naciskom, układom, przerostom ambicji i wybujałego ego niektórych, bardzo ważnych osób, ale to ma swój koszt.

Fot. Unsplash

Marta Sikora
Olgierd Swiatkiewicz
Napisany przez:

Marta Sikora

Dodaj komentarz